piątek, 30 kwietnia 2010

Wstyd bo zapomniałam...


...wspomnieć, że wiele zawdzięczam też pewnemu mężczyźnie, najważniejszemu w moim życiu.
Poznaliśmy się ponad 11 lat temu, a za miesiąc minie 10 rocznica naszego ślubu. Tak, chodzi o mojego męża, Arka. :-)
Chciał sobie złożyć motocykl, ale gdy poznał mnie sprzedał części bratu (stoją do dzisiaj). Teraz ma żonę zamiast motocykla ;-), ale nadal o nim marzy. Zrobił sobie bęben jembe, pochwę na miecz wikiński, odrdzewiał militaria, a ostatnio kupił sobie maszynkę do tatuażu i zaczął tatuować, na sobie. :-) Przez te wszystkie lata podziwiałam jego umiejętność przekształcania marzeń w czyn.

A teraz gdy ja poświęcam nocki na dłubanie w biżuteryjnych sprawach, albo idę na zajęcia ceramiczne lub śpiewu, nie słyszę od niego złego słowa, chociaż to na niego spada obowiązek samodzielnej opieki nad naszymi szkrabami. Wspaniały jest, no nie?

4 komentarze:

  1. Gratuluję pobudki :) Ja też przez długi czas nie miałam żadnej pasji.
    Piękne kolczyki - sama zrobiłaś te koła z dziurką?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. :-) Sama, to nic trudnego, a ile daje radości.

    OdpowiedzUsuń
  3. puszczyku, pięknie piszesz, piękne rzeczy robisz ;)
    Zazdroszczę, ale też sam zabieram się do działania, kiedy czytam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Magdzisko dzięki. Zabieraj się, zabieraj i pochwal się efektami.

    OdpowiedzUsuń